Jak już wcześniej wspominaliśmy, nasz kemping znajduje się kawałek drogi od Bari.
Jesteśmy kilkanaście kilometrów na północ w mieścinie zwanej Capitol. Dla dokładności, w czarnej dupie. Jak w każdej lokalizacji, tutaj także kluczową rolę odgrywało rozpoznanie w okolicznych restauracjach. Wyjście na główną drogę i przez pierwsze 10 minut spaceru niespotkanie nikogo nie tchnęło w nas zbyt wiele nadziei. Jednakże, po chwili, zza zakrętu wyłoniła się restauracja. Cała biała, usytuowana w bezpośrednim sąsiedztwie plaży, sama zajmująca honorowe miejsce na klifie.
Im byliśmy bliżej, tym dokładnie rysowały się dziesiątki osób wypełniające jej przestrzeń, które to mogliśmy już dojrzeć z okien.
Po wejściu do tej restauracji, poczuliśmy się jakbyśmy byli wrzuceni do środka ula. Ludzie byli wszędzie, byli głośni, a kelnerzy biegali między nimi z półmiskami, talerzami i butelkami. Kelner nas dostrzegł, zapytał w locie czy może nam pomóc, na pytanie o stolik kurtuazyjnie zapytał na kiedy potrzebujemy rezerwację, dając jasno do zrozumienia, że mają komplet. Było to niesamowite zderzenie – ulica gdzie nie było żywego ducha i restauracji, w której nie było wolnego choćby stołka.
Jacek poprosił o rezerwację na 20:00 następnego dnia.
O godzinie ponownego otwarcia Porto Giardino – przyszliśmy jako pierwsi, gdyż godzina naszej rezerwacji była zarówno godziną otwarcia po sieście. Naszą uwagę przykuł fakt, że każdy stolik miał na sobie kartkę z informacją o rezerwacji. Zasiedliśmy, ustaliliśmy co jemy i co pijemy. Wybór nie był zbyt wielki, w karcie ilość pozycji z powodzeniem zmieściła się na jednej stronie, a wśród nich królowały owoce morza. Kiedy Jacek wybierał wino, które ma towarzyszyć uczcie, nie było kelnera z nami, a mimo to sekundę później był przy nas z butelką wina, które wybrał. Chwile później kosztował i zaakceptował je. Zamówiliśmy gnocchi z żabnicą, spaghetti z krabami, grillowaną ośmiornicę i kałamarnicę oraz krewetki.
Realizacja zamówienia nie zajęła nawet 10 minut. Byliśmy w szoku.
Zjedliśmy i w tym momencie zaczęła się magia Włoch. Z każdej możliwej strony zaczęli napływać ludzie. Ludzie tak cudownie różni, a jednak siadający w tej samej restauracji. Już po chwili zrozumieliśmy, że ilość dań jest znacznie większa niż to co sugeruje karta. My po prostu nie zapytaliśmy o więcej, co było pewnie błędem. Nic to, nadrobimy następnym razem! Tutaj pora na rozkoszowanie się chwilą. Znów sala pękała w szwach, a co zasługuje na niebywałe słowa uznania to praca kelnerów. Było ich tylko dwóch! Biegali pomiędzy stolikami, niejednokrotnie mając na rękach kilkanaście talerzy. Drzwi kuchenne były jak portal do innego wymiaru, w które wpadali i kilka sekund później wypadali z nowym “ładunkiem”. Co najbardziej zdumiewające, to mimo natłoku obowiązków, kiedy kelner zbliżał się do naszego stolika, nie czuliśmy by się śpieszył. Chociaż kiedy Jacek poprosił na koniec, na dobre trawienie Ramazzotti, dostał całą butelkę i szklankę, by nie marnować czasu na nalewanie. Restauracja przez duże R! Ceny nie wygórowane, obsługa na kosmicznym poziomie a lokalizacja wręcz bajeczna.
19 komentarzy
KateSzafransky
6 listopada 2018 at 21:41Jest kilka miejsc, które zapadły mi w pamięć, ale nr 1 to restauracja w Rzymie gdzie byliśmy obsługiwani przez samego kucharza… było bardzo miło. Jednak po zapoznaniu się z rachunkiem szybko się okazało, że za całą uprzejmość srogoo zapłaciliśmy.
P.S. w Łodzi jest podobno restauracja, którą prowadzi Włoch. „Z marszu” nie wejdziesz coś zjeść tylko trzeba dokonać wcześniej rezerwacji, zawsze. Dużo ludzi narzeka na to, że Włoch do sympatycznych nie należy, ale jego obrońcy twierdzą, że jest solidnym gospodarzem, bo jeśli uda Ci się u niego już usiąść przy stoliku to dba o to, aby wszystko Ci smakowało. Uważnie słucha uwag i stara się je naprawić. Na bank odwiedzę to miejsce to będę mogła powiedzieć coś więcej.
SiostryADiHD
7 listopada 2018 at 12:19Wowwww!!! Koniecznie daj znać co to za restauracja ❤❤❤
Mariola
6 listopada 2018 at 12:10A co do Restauracji z różnych zakątków świata to jak narazie najlepsza jest „Black Pearl” na rajskiej wyspie Gili Trawangan. Mogłam zjeść dyniowe gnocchi z pieczona kaczka ❤️
SiostryADiHD
7 listopada 2018 at 12:18Ymmmmm brzmi pysznie ❤
Mariola
6 listopada 2018 at 12:06Super Ale narobiliście smaka Dobrze, że dodajecie te posty, bo gdy wybiorę się na swój Eurotrip wiem gdzie będę szukać informacji o ciekawych miejscach. Jesteście super
SiostryADiHD
7 listopada 2018 at 12:17Dziękujemy bardzo ❤❤❤
Edyta
5 listopada 2018 at 21:32Podróżuje z wami każdego dnia jesteście super !!
SiostryADiHD
7 listopada 2018 at 12:17Dziękujemy <3
Marciocha_RJ
5 listopada 2018 at 20:07Wow… Robi wrażenie 🙂 Ja z takich podróżniczych smaków mile wspominam Castel Cafe w Paryżu, gdzie jadłam najlepszą kaczkę ever ❤ oraz Ristorante Osteria N. 1 w Wenecji, gdzie jadłam pyszną pizzę. W podróżach uwielbiam właśnie jedzenie ❤
SiostryADiHD
7 listopada 2018 at 12:16Oooo tak! My też! Z najlepszą pizzą kojarzy nam się Rzym i restauracja Baffetto 😀
maaaagic91
5 listopada 2018 at 19:48Dania wyglądają wyśmienicie, choć nie jestem zwolenniczką owoców morza, ale te aż kuszą, żeby je skosztować!
SiostryADiHD
7 listopada 2018 at 12:15Jacek lubi wszystkie owoce morza, my jednak zostajemy przy krewetkach 😀
Marta Bartlert
5 listopada 2018 at 19:45Tez nie mam takich restauracji, chociaż często chodzimy z mężem ale często w UK gdzie mieszkam w Oxford, Didcot, Abingdon, czasu Londyn i wybieramy restauracje tez takie małe rodzinne, jak ostatnio byłam z dziewczynami na wyjeździe we afrancji Annecy gdzie tez polecam abyście zwiedzili byliśmy w wielu cudownych restauracjach ahh to było coś u mnie na instagramje jest kilka fotek
SiostryADiHD
7 listopada 2018 at 12:15Cudownie! Świat i restauracje stoją otworem 😀
Grazka
5 listopada 2018 at 19:42Podziwiam, ja mam stracha leciec do Grecji,bo co ja niby bede tam jadla ?
KateSzafransky
6 listopada 2018 at 21:36W Grecji? Same pyszności!
SiostryADiHD
7 listopada 2018 at 12:14Niestety w Grecji jeszcze nie byłyśmy, ale wszystko przed nami! I słyszałyśmy na temat tamtejszego jedzenia same dobre rzeczy 😀
Lidka
5 listopada 2018 at 19:40Ja niestety nie mam zbytniego doświadczenia z restauracjami…ale wam zazdroszczę i wierzę że tam wrócić by nadrobić zaległości z skosztowaniu potraw z spoza karty 🙂
SiostryADiHD
7 listopada 2018 at 12:13Koniecznie! <3