Uciekając przed chłodem i deszczami nękającymi północ Włoch, trafiliśmy kawałek na południe za Bari. Zresztą do jedynego otwartego campingu w okolicy.
Samo pole wygląda jakby ostatni ludzie biwakowali tu w 93, ale ma to też swój urok. Jak i to, że wychodząc z kampera patrzymy na morze. Oczywiście tradycją stało się, że pierwszego dnia dostaliśmy cięgi od deszczu, ale to nic! Kolejny dzień w tym rejonie to wyprawa do Monopoli.
Utrudnienia komunikacyjne spowodowały, że zdecydowaliśmy się pojechać do miasta kamperem.
Okazało się to trafną decyzją, bo mimo wąskich uliczek, Jacek zwinnie manewrował naszym kolosem. Po przekroczeniu granic miasta, nie byliśmy nastawieni zbyt optymistycznie. Wielkie fabryki na przedmieściach, pustostany pomieszane z blokowiskami, które delikatnie mówiąc, nie robiły pozytywnego wrażenia. Jako, że wcześniej już ustaliłam gdzie mamy w mieście pójść, co zjeść i co zobaczyć, zostałam kierownikiem wycieczki. Zmierzaliśmy w stronę starego miasta, a przed jego wrotami odkryliśmy przepiękny port z uroczymi, niebieskimi łódeczkami, które jak później się okazało oglądając lokalne pocztówki i magnesy, są znakiem rozpoznawalnym Monopoli.
Zaparkowaliśmy dosłownie 60 metrów od murów starego miasta, a to stare miasto… Ono zwaliło nas z nóg.
Jacek pierwszy przekroczył próg bramy wjazdowej… Zatrzymał się, uśmiechnął od ucha do ucha i zawołał “Milka, chodź tu proszę i to zobacz!”. Dołączyłyśmy do niego, a moim oczom ukazały się wąziutkie, biało beżowe uliczki, pnące się w chaosie, mieszając jedna z drugą. Okiennice, balkony, detale i ich brak, wszystko to tworzyło kompozycję tak spójną w swym poplątaniu, że pokonując przecznicę za przecznicą, zachwycaliśmy się tylko jeszcze bardziej! Mimo, że wiedziałam gdzie chce iść i co zobaczyć, plan legł w gruzach, bo każda uliczka wąska na osiem łokci kusiła swoją aurą tak bardzo, że nie mogliśmy się jej oprzeć. W akompaniamencie ochów i achów dotarliśmy na plac. Tam też pierwszy, z rozpędu wszedł Jacek. Ja z Iloną, kawałek z tyłu w uliczce, sroczki, oglądałyśmy kolejne kolczyki w lokalnym sklepiku. Jacek wrócił z miną w grymasie wzruszenia i szczęścia jednocześnie. Pokazał mi gęsią skórkę i poprosił bym poszła za nim… I bym oddychała przez nos.
Wchodząc na plac moje nozdrza uderzyły zapachy mieszających się kuchni.
Z jednej strony czułam ryby, gdzie indziej pizze, na koniec pieczone paninni. Ja też dostałam gęsiej skórki. To wszystko skwitował i zaakcentował wystrzał korka szampana, który w akompaniamencie entuzjastycznych okrzyków został rozlany w kieliszki celebrujących życie lokalsów. Gwar, zapachy, kolory, architektura, nawet maleńkie trzykołowe auta dostawców tworzyły klimat tego miejsca. Siedliśmy pośród ludzi, z których twarzy płynęła radość życia. Par trzymających się za ręce w trakcie picia białego wina, rodzin i gwarnych dzieci, jak i cały czas skaczących na wszystkich, niesubordynowanych psów.
Zjedliśmy obłędną pizze, chociaż pewnie jakby była podła to byśmy nawet tego nie odnotowali, bo na smak składało się tam tysiąc składników, z czego tylko dziesięć z nich było w kuchni.
Po zjedzeniu jeszcze długo błądziliśmy ulicami miliona kamieni zaglądając do masy sklepików. Lokalnych sklepików, które są hołubione i dopieszczane jako jeden z elementów budujących to miejsce. Spożywczy, którego witryna wygląda jak maleńkie okno w piwnicy, okazuje się wspaniałym sklepem z cudownymi produktami, gdzie miła Pani na miejscu zrobi Ci kanapkę z czym sobie życzysz, zmieli Ci kawę i zaparzy, a jak potrzebujesz chwili relaksu poczęstuje winem od kuzyna z winnicy. Odwiedziliśmy też pyszną lodziarnię, która koniec końców okazała się jedynym zrealizowanym punktem mojego planu. Wracając do kampera, wręcz upojeni doznaniami jakie zapewniło nam to miejsce, zajrzeliśmy do sklepu z winami. Żeby mieć coś do kolacji na następny dzień… Tu znów cudowny człowiek, wybór win nieskończony. Lokalne nalewane z kartonów albo prosto z węża (gdzie on się kończy, wie tylko sam diabeł) do butelek po czym popadnie. Nam trafiła się taka po wodzie mineralnej. Cena? 2 Euro z centami. Pan ma znajomą z Koluszek, która mieszka w Monopoli od lat… Wspólne zdjęcie i wracamy na kemping.
19 komentarzy
Niziolekajustyna
5 listopada 2018 at 21:30Świetny pomysł na podróżowanie. Podbudowujecie Kochani. Wyjazd z dzieckiem też wydaje się nieskomplikowany. Ignas grzeczny i zainteresowany. Zresztą on chyba nigdy nie marudzi i nie płacze a jesteście z nami całe dnie 🙂 buziaczki
Sylwia
5 listopada 2018 at 18:55Nie dość, że piękne zdjęcia, to jeszcze tak luźno napisany tekst. Rewelacja! Super się czytało.
Monique_so
5 listopada 2018 at 17:19Cudownie kocham Włochy za cudowny klimat i za ludzi którzy mają serce na dłoni. Za przepyszne jedzenie, za sjesty i życie które zaczyna się po 20. Pięknie
Angelina
5 listopada 2018 at 16:53Witam was serdecznie cieszę się razem z wami. Miło jest was oglądać w cudownych nastrojach. Piękne miejsca zwiedzanie jak was oglądam czuje się jak bym tam była razem z wami. Pozdrawiam i życzę milej podróży
KejtSzafransky
5 listopada 2018 at 16:38Jezuu, od tego wpisu zgłodniałam i sama poczułam te zapachy tutaj. Piękne zdjęcia i opisy. Przywieziecie mi kawałek włoskiej pizzy?? Kocham ją. Milka, z tego co z postu zrozumiałam to pisałaś go Ty? Kobieto, Ty też masz dar do opowiadania. P.S. do pizzy mogę skosztować tego wina od Pana 😀
Sylwia
5 listopada 2018 at 16:29Z każdym kolejnym postem czyta mi się Was coraz lepiej. Wiadomo, jeden temat kręci mniej, drugi bardziej, ale tymi relacjami podróżniczymi podbijacie serducha. Tak szczere, klimatyczne posty czyta się cudownie! Fajnie, że jesteście i macie ochotę dzielić się tymi okruszkami codzienności wspaniałego tripu!
Zuza
5 listopada 2018 at 16:03Super cieszę się że pokazujecie te wszystkie piękne widoki i chwilę na IG czy tutaj. Śliczne ZDJĘCIA, a Ignaś urodzony podróżnik. Pozdrowionka i miłego tripu ❤️
Zuza
5 listopada 2018 at 16:01Super cieszę się że pokazujecie te wszystkie piękne widoki i chwilę na IG czy tutaj śliczne zdjęcia a Ignaś urodzony podróżnik pozdrowionka i miłego tripu ❤️
AsiaD
5 listopada 2018 at 14:55Jejku zazdroszczę chce też do Włoch
Emilka
5 listopada 2018 at 14:23Wooow mega ❤️ Zdjęcia tez prześliczne Ignas jaki cudak
Ania
5 listopada 2018 at 13:35Coś niesamowitego ! Chcemy więcej ! Udanego dnia 🙂
Kasia
5 listopada 2018 at 13:26Wracają wspomnienia sprzed 12 lat 🙂 Jak ten czas leci… Mieszkałam w Bari będąc na studiach i w tym czasie zwiedziłam całe południowe Włochy. Ale Wam zazdroszczę mam nadzieję kiedyś tam wrócę. Bardzo Wam polecam zobaczcie Alberobello i Santa Maria di Leuca 🙂
Aleksandra
5 listopada 2018 at 12:52Dziewczyny, dzięki Wam naszła mnie ochota na taką cudowną podróż! Chcę rzucić wszystko już teraz i wyjechać! Jesteście genialne, a w połączeniu z Jackiem tworzycie niesamowitą ekipę! 🙂 a waszego bloga czytam jak tylko pojawi się nowy wpis. Czasem z sentymentu wracam do starych postów 🙂
Mama ksiezniczek
5 listopada 2018 at 12:14Milka:* Kochana moja:* sledze Was:* od dawna i zawsze jak cos nowego wstawiacie na bloga:) zaraz wchodze i czytam:) bardzo lubie Was zarowno na Ig jak i tutaj:)
Buziak:* dla Was wszystkich:*
Kasia
5 listopada 2018 at 11:29Czytam i czytam i mam coraz większą ochotę pojechać i odwiedzić Włochy 🙂
Karolina
5 listopada 2018 at 09:31Super aż miło się to czyta 😉 uwielbiam Wasza trójce 😉
Asia
4 listopada 2018 at 22:25Super .Codziennie ogladajac wasze relacje zachwycam sie razem z Wami. Wszystkiego dobrego
Ewa
4 listopada 2018 at 20:58Kochani! (Ilonko!) To kolejny cudowny wpis na Waszym blogu. Bylam w Monopoli 2 lata temu, a dzięki Wam wiem, że nie chcę za długo zwlekać z powrotem do Apulii. To miejsce jest cudowne. Miałam setki podobnych odczuć, ale nigdy nie umiałabym ich oddać słowami tak, jak Wy! Wspaniale się z Wami podróżuje!
Gosia.es
4 listopada 2018 at 20:47Kochani życzę Wam udanego wypoczynku!!! Widoki piękne wspomnienia na pewno niesamowite. I te klimatyczne wąskis uliczki. Sztos!!! czekamy na dalsze relacje ❤