Jak zakochać się w południowych Włoszech?
Wystarczy pojechać do Bari. Ta odpowiedź załatwiłaby w zupełności sprawę, ale wiecie, że lubimy gadać, a Bari to jedno z miejsc, o których można mówić godzinami. Więc co zobaczyć w Bari?
Będąc nieopodal w Capitolo, mając za sobą zwiedzanie Monopoli, przyszła kolej na wisienkę na torcie. Do Bari dotarliśmy koło 15:00 Aura była mało zachęcająca, wiszące nad miastem ciemne chmury zwiastowały deszcz. Po znalezieniu, w naszej opinii, idealnego miejsca na nocleg – ruszyliśmy w miasto. Opustoszałe miasto… Działało na nas wręcz przygnębiająco. Zamknięte sklepy, nieczynne restauracje, monumentalna główna arteria handlowa miasta z kilkoma ludźmi na niej. Postapokaliptyczny krajobraz. Delikatnie zmieszani i zagubieni usiedliśmy nieopodal dworca w kafejce, zjedliśmy po panini, wypiliśmy kawę i rozpoczęliśmy nadrabianie zaległości w wirtualnym świecie, korzystając z faktu, że Ignacy spał. W między czasie spotkaliśmy się z parą Polaków i ich dzieci, którzy dzięki naklejkom na naszym kamperze z łatwością zorientowali się, że buszujemy w mieście. Po kilku chwilach, obraliśmy kurs powrotny do naszego mobilnego domku. Tam dostosowanie ubioru do panującej, już znacznie przyjaźniejszej, aury i dajemy Bari drugą szansę. Wtedy właśnie doznaliśmy szoku.
Przekraczając bramy starego miasta, mieliśmy wrażenie, że przenieśliśmy się do równoległego wymiaru, tych samych, pięknych, wąskich uliczek, tylko tym razem ktoś tchnął w nie życie!
Na spolerowanym milionami kroków bruku stali, chodzili i biegali ludzie. Zamknięte wcześniej okiennice roztwarte na oścież zachęcały nasze spojrzenia byśmy zajrzeli do środka. A tam, stoły, kuchnia, kanapy, telewizory, często wszystko to w jednej izbie – i ludzie! Tam toczyło się życie, odgrodzone od nas często niczym, a sporadycznie koronkową zasłonką nie zasłaniającą nic. Mieszkańcy wylegli na ulice, ze swoimi stołkami, krzesłami, a nawet stołami. Na tyłach restauracji, całe pokolenia kobiet, na wystawionych na ulicę stołach, lepiły makarony… Przeróżne makarony. Co chwilę słyszymy ich pokrzykiwania na biegające wszędzie dzieci. Wiemy co zobaczyć w Bari, mamy pewne miejsca, które chcemy odwiedzić, o których słyszeliśmy od Was i czytaliśmy na blogach. Znalezienie ich jest banalnie proste.
Zasada jest jedna, jeżeli przed wejściem kłębią się tłumy, jesteś we właściwym miejscu.
Właśnie tak było w przypadku najlepszej Foccacia w Bari. Ilość ludzi nie pozwoliła się wahać – to ten adres. Milka wbiega, bierze numerek i… I czekamy aż będziemy mogli złożyć zamówienie. Czekamy długo, ale w południowych Włoszech, czas ma właściwości gumy. Jacek w międzyczasie wybiera z karty foccacia, która go interesuje. Płonne nadzieje. Dostajesz taką foccacie jaką akurat robią, a robią tylko jedną. Z serem, pomidorami i oliwkami. Oliwkami w całości, z pestkami – uwaga na zęby. Po ponad godzinie odbieramy wszystko w papierowej torbie (spokojnie, godzina tam biegnie wyjątkowo szybko), biegniemy za róg, siadamy na kwietniku i przeżywamy nasz pierwszy kontakt z prawdziwą, oryginalną, tłustą, grubą foccacią. Najedzeni, wycofujemy się do głównego placu, gdzie z każdej strony napływa nieprzerwany strumień wystrojonej młodzieży.
Panificio Santa Rita
No tak! Jest sobota wieczór. A my…
My zaparkowaliśmy na parkingu w centrum miasta, na molo. Brawo My. Ale o 23:00 z hakiem, nie mamy co liczyć na wolne miejsce parkingowe. Pogodziliśmy się z losem i tym, że nawet mając odmienny plan, jesteśmy uczestnikami tej imprezki. Uznajemy, że powrót do kampera nie ma sensu i puszczamy się dalej w miasto. Kolejne przysmaki, Pieczone w głębokim tłuszczu ‘placki kukurydziane’, nazywane tam polentą. Wpadamy na plac, gdzie jest sprzedawana pizza, kolejka znów mówi ‘tu dobrze karmią’. Parę metrów obok, gospodynie wystawiły na ulicę palniki gazowe i prosto z własnej kuchni wynoszą monstrualne pierogi zwane panzerotti. Ludzie kłębią się i przekrzykują, mówiąc ile ich potrzebują… Jacek idąc z Ignasiem w nosidełku, unikając zderzenia krzyczy co jakiś czas ‘ee!’ z włoskim akcentem i takimi samymi gestami. Rozsądek nas wyrywa z tego wiru. Udało nam się także odnaleźć polecane przez Was miejsce z przepysznymi kanapkami, zajadaliśmy się popijając Birra Moretti.
Beccheria braceria
W trakcie tego szaleństwa, ustaliliśmy z poznaną wcześniej rodziną, że wpadamy do nich na obiad. Do nich i ich rodziców, ale tekst o poznanych w podróży ludziach – zostawiamy na później. Są solą podróży, są tym co je kształtuje i są zbyt ważni by być akapitem.
Budzimy się wedle harmonogramu snu Ignasia, czyli koło 7:30.
Ubłagawszy Jacka by dał nam pół godziny na kobiece sprawunki, bierze młodego w nosidło i rusza w obchód. Zdążyłyśmy rozłożyć kosmetyczkę, a pod drzwiami słychać ‘dziewczyny, możecie chcieć to zobaczyć’. Z pół godziny, które w nomenklaturze kobiecej znaczą godzinę, zostało piętnaście minut, które są równe czterdziestu.
Co zobaczyć w Bari? Zdecydowanie tar rybny!
Wychodzimy i po drugiej stronie ulicy zastajemy targ rybny. Jeszcze wczoraj było tam zupełnie pusto! Wśród dziesiątek straganów widzimy ośmiornice, kalmary, ryby, krewetki, jeżowce, ostrygi i wiele innych. Jacka oczy biegają od jednego stoiska do drugiego, w końcu zamawia świeże ostrygi. Zajada je z apetytem – z pewną dozą ostrożności i my próbujemy, jednak zdecydowanie nie był to nasz smak. Śmierdzą stawem i konsystencję mają przeżutego mięsa z zupy w typie flaki. W tle słyszymy cały czas rytmiczne odgłosy uderzeń. Okazuje się, że to rybacy rozbijający ośmiornice o nabrzeże, by te były jadalne i miękkie. Dla nas to makabryczne widowisko, dla nich rutyna. Nie lada atrakcją są też wszystkie gry karciane, odbywające się nielegalnie na tyłach straganów. Widok obłędny i fascynujący za razem.
Molo San Nicola
Po obiedzie i zwiedzaniu Graviny, gdzie mieliśmy okazję zobaczyć kanion, w którego zboczach były wydrążone jaskinie, gdzie jeszcze ‘niedawno’ mieszkali ludzie, jak i imponujący most, którego budowę datuje się przed Chrystusem, wróciliśmy do Bari. Nieopacznie zaparkowaliśmy w strefie dla mieszkańców, o czym poinformowali nas właśnie lokalsi. Bez żadnych pretensji, bez uszczypliowości, z uśmiechem na ustach. Przestawiliśmy się i znów poszliśmy w miasto. Znów było cudownie. Już trochę spokojniej, bo to niedziele, ale dalej wspaniale. Znów pyszne jedzenie, uprzejmi i uśmiechnięci ludzie.
W poniedziałek rano Jacek z Mileną poszli po … Tak, po najlepszą foccacie.
Usiedliśmy na brzegu morza i patrząc w dal, pijani południowym powietrzem, tymi ludźmi, tą atmosferą, jedliśmy tłusto, smakując nie tylko kanapki, po prostu nie mogliśmy się doczekać co może spotkać nas w kolejnym miejscu.
7 komentarzy
Martini
29 stycznia 2019 at 15:59Kocham południowe Wlochy, moja mama mieszka tam od 17 lat, 100km od Bari, więc jak czytam te opisy mijanych domów, gotujących kobiet na ulicy i tego gwaru wieczornego to jakbym czytała o moich corocznych wakacjach u mamy od parenastu lat 🙂
Spędziłam tam swoje „najlepsze lata młodości” 😀 przyjaciele zostali do dziś, wspomnienia i niezliczona ilość smaków i zapachów, które już zawsze będą kojarzyły się tylko z Włochami 🙂
Gdybyście jeszcze kiedyś wybierali się w te rejony to służę pomocą, mam kilka fajnych miejscówek do polecenia. Pozdrawiam 🙂
paulina.handmade.decor
14 listopada 2018 at 14:33Cudownie ze spelniacie moje marzenie:) Super relacje! Na inta story,na blogu! Ekstra! Bawcie sie dobrze przez reszte wyjazdu!!!pozdrowki
SiostryADiHD
23 listopada 2018 at 08:25Dziękujemy bardzo! Zaraz wjeżdżamy na prom i płyniemy do Maroko taka mała zmiana planów
Asia
14 listopada 2018 at 14:18Dziewczyny nie myslalyscie o ksiazce ? Cudownie napisane. Ja was w ogole uwielbiam
Karolina _craftolina_
14 listopada 2018 at 11:18Uwielbiam ostrygi , odpowiednio przyprawione są rajem dla podniebiebia. Musicie spróbować raz jeszcze w dobrej restauracji z kawiorem i tabasco.
Ps. Czuję się jakbym podróżowała z Wami. Buziaki
Dorota
14 listopada 2018 at 10:53Super napisane 🙂 pozdrawiam 🙂
Ola_mamola
13 listopada 2018 at 15:04Zdjęcia piękne! Cała podróż bardzo mi się podoba od początku! Fajnie że zmienianie plany jeśli coś was zaciekawi czy wam się spodoba. Widoki piękne! Chcemy więcej!