Wrzesień… Nigdy nie byłam pewna, czy lubię ten miesiąc, czy też nie.
Kilka ładnych lat temu wrzesień oznaczał powrót do szkoły, co było niefajne z wiadomych powodów, ale i fajne, bo ponownie widzisz się ze znajomymi. Wrzesień to także ucieczka wysokich temperatur i słońca, choć w tym roku początek miesiąca pozytywnie nas zaskoczył, jednak teraz piszę ten tekst siedząc w swetrze, dogrzewając się narzuconą na ramiona kurtką. Wrrrr… 23 września to kolejny dzień, który jest mieszany w uczuciach – jest to pierwszy dzień jesieni 🙁 a zarazem moje urodziny 🙂
Choć do urodzin zostało mi jeszcze kilka dni, to już w miniony weekend czekały na mnie niespodzianki. I to nie byle jakie! Zawsze chciałam tego spróbować, często o tym wspominałam, ale nigdy nie było czasu, aby w końcu to zrealizować.
Zawsze śmiano się ze mnie, że jestem chłopczycą. Za dzieciaka bawiłam się samochodzikami i wolałam dresy od sukienek (od czasu Miss trochę się pozmieniało). Od zawsze też lubiłam strzelać, zaczęło się standardowo od pistoletu na kulki – ale to była frajda! 🙂 Z czasem dziadek dawał mi swoją wiatrówkę i mogłam na ogrodzie robić pole bitwy z puszek – zabawa nie kończyła się, póki wszystkie puszki nie były wystarczająco zniszczone. Nigdy jednak nie strzelałam z amunicji ostrej, w końcu w sobotę był mój pierwszy raz!
Dzień wcześniej dostałam informację „wyjeżdżamy jutro o 13:15, ubierz się wygodnie”. Nikt nie zdradził mi szczegółów, choć dopytywałam. Dojechaliśmy do Aleksandrowa Łódzkiego, gdy nawigacja powiedziała „za 300 metrów cel znajduje się po lewej stronie”. Zauważyłam napis Hotel Pelikan, a zaraz pod nim STRZELNICA! Moje podekscytowanie sięgało zenitu!
Szczerze – to było coś!
Jeśli mam to porównać do innych doświadczeń. Strzelnica zdecydowanie dała mi więcej frajdy niż skok ze spadochronem.
Niespodzianka na medal! Niespodzianka na strzał w 10!
Na miejscu instruktor pytał nas o preferencje, czy mamy jakąś broń upatrzoną. Chcieliśmy strzelać z mniejszego i większego kalibru, więc zaproponował nam 4 cudeńka: Glock 17, AK 47, Mossberg i Rewolwer 686.
No i się zaczęło!
Bam! Bam! Pach! Pach! Strzał padał za strzałem, a nasze podekscytowanie jeszcze bardziej rosło! Nieskromnie przyznam, że dobrze mi szło i gdy zdawałam sobie sprawę, że nasza zabawa dobiega końca już zaczęłam snuć plany, aby ponownie tu przyjechać.
Jedynym minusem tej zabawy są jej koszty, bo cena rośnie z każdym wystrzelonym nabojem. Łącznie strzelanka za pięć osób w 1,5h kosztowała 500zł. Ale warto, tak bardzo, bardzo, bardzo warto! <3
No Comments